trzy białe sari z niebieską obwódką
skórzane sandały
różaniec
i krzykiem
i to już wszystko
majątek cały
uskłada się z tego domek
na suchej powykręcanej dłoni
a cóż potrzebne
by widzieć nędzę
jedynie oczy
by podać łyk wody
zaledwie ręce
by kochać dziecko
tym bardziej im ułomniejsze
tylko serce
by uczyć złaknionych
patyk i skrawek ziemi
by żebrać ciągle
dla głodnych codziennie
po prostu nogi
by śmierć tulić z uśmiechem
wiara że kończy się niewiele
by głos docierał w najskrytsze zakątki
proste słowa
by wracać stale do najciemniejszych
miejsc na kuli ziemskiej
lęk by zdążyć z pomocą
by obdarzać setki tysiące miliony
z małych kropli powstaje ocean
a cóż potrzebne by najmnożniejszych świata
brać sobie do służby
moja nęda